Andrew nerwowo przyciskał telefon do ucha. Stał przy oknie odwrócony do mnie tyłem. Wchodząc do kuchni zerknęłam na swoje odbicie w lustrze. Dżinsy i zwykły, czarny t-shirt który na siebie włożyłam zdawał się nie być zniewalającym doborem ciuchów. Westchnęłam cicho siadając na blacie. Moje spojrzenie zatrzymało się na imponującej sylwetce chłopaka. Promienie słoneczne zabawnie przenikały przez jego ciało. Wciąż wilgotne włosy mieniły się pod wpływem jasnego światła.
-Tak, rozumiem. Nie musisz ciągle mi tego powtarzać. -mówił z narastającą irytacją w głosie.
Podszedł do ściany i przywarł do niej ramieniem tak, że nie wiedziałam juz wyrazu jego twarzy.
-Nie mam teraz czasu. Mam pewną sprawę do załatwienia. Pa. -powiedział nerwowo i rozłączył połączenie.
Zorientował się, że jestem blisko dopiero w momencie zakończenia rozmowy. Zmieszany spojrzał w moim kierunku.
-Przepraszam, że musiałaś tego słuchać. -mówił unikając kontaktu wzrokowego.
-Nic się nie stało, dopiero przyszłam. -uśmiechnęłam się blado.
-Świetnie wyglądasz. -podszedł i stanął naprzeciw mnie.
-Nie żartuj. -zaczęłam nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu.- Idziemy na górę? -spytałam, szukając ratunku.
-Okej, prowadź Jane- z uśmiechem wpatrywał się w moją twarz.
Nic nie mówiąc ruszyłam w stronę schodów. Z każdym krokiem moje serce waliło z większą prędkością. Czułam jego palące spojrzenie na swoich plecach. Słyszałam jego oddech, każdy najcichszy dźwięk jaki wydawał poruszając się. Moje włosy złośliwie opadły na twarz kiedy usiadłam na łóżku w swoim pokoju. Spojrzałam na chłopaka. Stał oparty o framugę drzwi, przyglądając się wnętrzu pomieszczenia. Emanując pewnością siebie, podszedł do ściany oblepionej zdjęciami. Zauważyłam rozbawienie w jego oczach, gdy oderwał jedno z nich.
-Co ty robisz? -spytałam wstając.
-Jaka mała ślicznotka! -śmiejąc się wskazywał na zdjęcie.
-Pokaaż! Co to jest? -nieudolnie usiłowałam odebrać mu swoją własność. Zorientowałam się, że zdjęcie przedstawia małą mnie, w dodatku pół nagą z burzą loków na głowie i brakiem zębów.
-Byłaś taka rozkoszna -zawadiacki uśmieszek zagościł na jego twarzy, kiedy starałam się dosięgnąć fotografii.
-Andrew, przestań -mimowolnie zaczęłam się śmiać. -oddaj, proszę -spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach.
-Weź sobie, proszę. -nagle jego ręka objęła mnie w pasie, a noga wykonała ruch, przez który znalazłam się na podłodze.
Moje włosy opadły na dywan tworząc wielki włochaty krąg wokół mojej głowy. Dłonie Andrew uniemożliwiły mi jakikolwiek ruch. Skutecznie napierały na moje ręce, przez co leżałam pod nim całkowicie bezbronnie. Zdjęcie wylądowało obok nas. Byłam zaskoczona zwrotem akcji. Odległość pomiędzy moją, a twarzą Andrew była znikoma. Spojrzał mi głęboko w oczy. Pojedyncze kosmyki jego włosów delikatnie dotykały mojego czoła. Oddychał ciężko, ciepło wydychane z jego ust przyjemnie drażniło moje powieki. Czułam, jak moje tętno gwałtownie podskoczyło, pod wpływem pośpiesznych oddechów klatka piersiowa podnosiła się i opadała w zawrotnym tempie. Poczułam jak Andrew uwalnia mnie ze swojego uścisku. Tkwiłam w bezruchu, gdy delikatny uśmiech ogarnął jego twarz. Spojrzałam na jego twarz, ta jednak nie wyrażała żadnych uczuć. Dostrzegłam jedynie skupienie, lustrował mnie wzrokiem pełnym spokoju. Wpatrywałam się w głęboką zieleń jego oczu, kiedy męska dłoń delikatnie ogarnęła włosy z mojego policzka. Spojrzał w moje oczy, zachowując ten sam wyraz twarzy. Wypuścił powietrze z ust i nachylił się, dotykając nosem mojego ucha. Zadrżałam minimalnie pod wpływem jego dotyku. Duża dłoń Andrew dotknęła mojego policzka. Przymknęłam oczy,a kolejny dreszcz rozkoszy oblał moje ciało, kiedy ciepło jego ust złączyło się z moim. Duże, pełne wargi delikatnie przylgnęły do moich. Momentalnie cała stałam się owładnięta jego bliskością. Smak jego ust rozpłynął się po moim bezwładnym już ciele. Delikatny uśmiech chłopaka oderwał nasze wargi. Spojrzał mi głęboko w oczy, i obdarzył krótko trwałym pocałunkiem w policzek. Podniósł się i przykucnął tuż przy mnie.
-Zakochałem się, Jane- powiedział wyciągając dłoń w moim kierunku.
piątek, 28 listopada 2014
sobota, 8 listopada 2014
Rozdział 7
Westchnęłam cicho i ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Moje dłonie nerwowo zaczęły przeszukiwać torbę. W końcu opuszkami palców wyczułam klucze. Po chwili byliśmy już w środku.
-Możesz wejść w butach -powiedziałam gdy byliśmy jeszcze w korytarzu.
-Odbieram to jako grzeczne stwierdzenie 'zdejmuj te brudne buty, dopiero sprzątałam' -zaśmiał się i szybko pozbył butów.
-Skądże? -uśmiechnęłam się zdejmując trampki -Chodźmy do kuchni. -nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy poczym opuściliśmy korytarz.
-Przytulny ma Pani domek -Andrew z uśmiechem na twarzy przyglądał się zdjęciom na kominku.
Uśmiechnęłam się w jego kierunku i omijając wielki kuchenny stół, oddzielający salon od kuchni podeszłam do lodówki.
-Jesteś głodny? -spytałam opierając się o blat.
-Niee. - stanął naprzeciw mnie- Wolałbym tym się zająć. -dotknął spuchniętej skroni.
-No tak, zapomniałam. Poczekaj chwilkę. -wyminęłam go i poszłam do toalety.
Z górnej szafki sięgnęłam apteczke. Gdy wróciłam Andrew siedział na krześle przy stole. Jego wielkie zielone oczy wpatrywały się we mnie. Zignorowałam go i podałam mu opakowanie z bandażami.
-Dzięki -uśmiechnął się patrząc w moje oczy.
-Jasne -usiadłam na krześle obok i przyglądałam się jego ruchom. Chłopak nieudolnie przemywał rany wodą utlenioną. Jego twarz krzywiła się przy każdym dotknięciu wrażliwych miejsc. Najwidoczniej sprawiało mu to wiele bólu.
-Źle to robisz. -przysunęłam krzesło bliżej niego- Mogę? -spytałam, chwytając gazę nasączoną wodą.
-Skoro chcesz. -uśmiechnął się lekko i odłożył buteleczkę.
Odwzajemniłam uśmiech i dokładnie przyjrzałam się twarzy Andrew. Delikatnie dotknęłam miejsca pokrytego krwią. Chłopak nawet nie drgnął. Przyglądałam się jak zaschnięta krew z jego brwi zmywa się pod wpływem moich ruchów. Z każdym posunięciem stawał się coraz bardziej przystojny. Zakrwawione prędzej odcinki jego twarzy, teraz stały się tylko lekko zaczerwienione. Spojrzałam na jego oczy. Były przymknięte, rzęsy delikatnie zadrżały kiedy chłodny powiew powietrza uwolniony przez moje usta spotkał się z jego skronią. Poczułam jak jego palce dotykają mojego kolana. Na twarzy chłopaka pojawił się zawadiacki uśmieszek, kiedy zawstydzona odsunęłam nogę. Jego powieki wciąż były spokojnie zamknięte. Andrew wydobył z siebie głuchy pomruk niezadowolenia, kiedy oderwałam palce z brudnym opatrunkiem od jego twarzy. Oczy chłopaka otworzyły się, a dłoń znów powędrowała na moje kolano. Starałam się zignorować ten ruch, chwyciłam odpowiedni plaster i przykleiłam go na skroni Andrew. Uśmiechnęłam się i z lekkim zaczerwienieniem na policzkach spojrzałam w jego oczy. Miałam wrażenie jakby jego dłoń na moim kolanie ważyła pare ton. Jego długie palce delikatnie masowały moją skórę. Tego było już za wiele. Wstałam zrzucając jego dłoń.
-Teraz wyglądasz o niebo lepiej. -uśmiechnęłam się i zabrałam opatrunki we krwi, wyrzuciłam je pośpiesznie.
-Dziękuję, Jane -posłał mi jeden ze swoich zniewalających uśmiechów- to było bardzo przyjemne- wstał z krzesła, aby umyć ręce w zlewie.
-Poczekasz tu chwilkę? -spojrzałam na niego- Muszę się przebrać, jestem cała mokra.
-Tak, pewnie. -uśmiechnął się i usiadł na krześle- nie spiesz się -spojrzał na mnie, poczym wyciągnął telefon- musze zadzwonić do mamy, pewnie się martwi- uśmiechnął się szeroko i przyłożył go do ucha.
Lekko zdziwiona opuściłam kuchnie. Pokonując kolejne stopnie na schodach prowadzących do mojego pokoju wsłuchiwałam się w jego głos. Był bardzo donośny, wiec
słyszałam go nawet na górze. Spojrzałam na szafę. Co ja mam ubrać? Kolejny problem dzisiejszego dnia.
-Możesz wejść w butach -powiedziałam gdy byliśmy jeszcze w korytarzu.
-Odbieram to jako grzeczne stwierdzenie 'zdejmuj te brudne buty, dopiero sprzątałam' -zaśmiał się i szybko pozbył butów.
-Skądże? -uśmiechnęłam się zdejmując trampki -Chodźmy do kuchni. -nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy poczym opuściliśmy korytarz.
-Przytulny ma Pani domek -Andrew z uśmiechem na twarzy przyglądał się zdjęciom na kominku.
Uśmiechnęłam się w jego kierunku i omijając wielki kuchenny stół, oddzielający salon od kuchni podeszłam do lodówki.
-Jesteś głodny? -spytałam opierając się o blat.
-Niee. - stanął naprzeciw mnie- Wolałbym tym się zająć. -dotknął spuchniętej skroni.
-No tak, zapomniałam. Poczekaj chwilkę. -wyminęłam go i poszłam do toalety.
Z górnej szafki sięgnęłam apteczke. Gdy wróciłam Andrew siedział na krześle przy stole. Jego wielkie zielone oczy wpatrywały się we mnie. Zignorowałam go i podałam mu opakowanie z bandażami.
-Dzięki -uśmiechnął się patrząc w moje oczy.
-Jasne -usiadłam na krześle obok i przyglądałam się jego ruchom. Chłopak nieudolnie przemywał rany wodą utlenioną. Jego twarz krzywiła się przy każdym dotknięciu wrażliwych miejsc. Najwidoczniej sprawiało mu to wiele bólu.
-Źle to robisz. -przysunęłam krzesło bliżej niego- Mogę? -spytałam, chwytając gazę nasączoną wodą.
-Skoro chcesz. -uśmiechnął się lekko i odłożył buteleczkę.
Odwzajemniłam uśmiech i dokładnie przyjrzałam się twarzy Andrew. Delikatnie dotknęłam miejsca pokrytego krwią. Chłopak nawet nie drgnął. Przyglądałam się jak zaschnięta krew z jego brwi zmywa się pod wpływem moich ruchów. Z każdym posunięciem stawał się coraz bardziej przystojny. Zakrwawione prędzej odcinki jego twarzy, teraz stały się tylko lekko zaczerwienione. Spojrzałam na jego oczy. Były przymknięte, rzęsy delikatnie zadrżały kiedy chłodny powiew powietrza uwolniony przez moje usta spotkał się z jego skronią. Poczułam jak jego palce dotykają mojego kolana. Na twarzy chłopaka pojawił się zawadiacki uśmieszek, kiedy zawstydzona odsunęłam nogę. Jego powieki wciąż były spokojnie zamknięte. Andrew wydobył z siebie głuchy pomruk niezadowolenia, kiedy oderwałam palce z brudnym opatrunkiem od jego twarzy. Oczy chłopaka otworzyły się, a dłoń znów powędrowała na moje kolano. Starałam się zignorować ten ruch, chwyciłam odpowiedni plaster i przykleiłam go na skroni Andrew. Uśmiechnęłam się i z lekkim zaczerwienieniem na policzkach spojrzałam w jego oczy. Miałam wrażenie jakby jego dłoń na moim kolanie ważyła pare ton. Jego długie palce delikatnie masowały moją skórę. Tego było już za wiele. Wstałam zrzucając jego dłoń.
-Teraz wyglądasz o niebo lepiej. -uśmiechnęłam się i zabrałam opatrunki we krwi, wyrzuciłam je pośpiesznie.
-Dziękuję, Jane -posłał mi jeden ze swoich zniewalających uśmiechów- to było bardzo przyjemne- wstał z krzesła, aby umyć ręce w zlewie.
-Poczekasz tu chwilkę? -spojrzałam na niego- Muszę się przebrać, jestem cała mokra.
-Tak, pewnie. -uśmiechnął się i usiadł na krześle- nie spiesz się -spojrzał na mnie, poczym wyciągnął telefon- musze zadzwonić do mamy, pewnie się martwi- uśmiechnął się szeroko i przyłożył go do ucha.
Lekko zdziwiona opuściłam kuchnie. Pokonując kolejne stopnie na schodach prowadzących do mojego pokoju wsłuchiwałam się w jego głos. Był bardzo donośny, wiec
słyszałam go nawet na górze. Spojrzałam na szafę. Co ja mam ubrać? Kolejny problem dzisiejszego dnia.
Rozdział 6
-Idziemy do mnie czy do Ciebie?- wielkie oczy Andrew wpatrywały się w moją twarz, kiedy wysiedliśmy z autobusu.
-Nie możemy porozmawiać tutaj? -zapytałam przenosząc wzrok na pobliską ławkę.
-Spójrz jak ja wyglądam. -jego długie palce dotknęły rozciętej skroni - Jane, muszę coś z tym zrobić..
Rzeczywiście niewielka rana wymagała opatrzenia. Rozsądek podpowiadał mi, coś zupełnie innego, niż to co tak naprawdę chciałam zrobić. Zerknęłam na zegarek, wskazywał 15.30. Dzisiaj piątek, a wiec dom jest pusty. Naprawdę zamierzałam zaprosić do niego chłopaka, którego praktycznie nie znam? To przecież głupie... Moja ciekawość przeważyła nad rozsądkiem. Z długotrwałych zamyśleń wyrwał mnie jego głos.
-Halo? -uśmiechnął się szeroko- Wcale nie gustuje w sterczeniu na deszczu, jest zimno Jane- uniósł swoje dłonie, aby poprawić kaptur. .
Wyglądał zabawnie. Był cały przemoczony. Jego siwa bluza, zdawała się nie być odpowiednia na taką pogodę, była kompletnie mokra. Zupełnie jak moje włosy, które potrzebowały natychmiastowej ingerencji suszarki.
-Możemy iść do mnie. -rzuciłam obojętnie.
Szybkim krokiem ruszyłam w stronę mojego domu. Lekki rumieniec oblał moją twarz. Nie przywykłam do sprowadzania tak przystojnych chłopaków do domu. Nie przywykłam do sprowadzania jakichkolwiek chłopaków do domu.
-Pewnie, że możemy -Andrew momentalnie znalazł się obok mnie - daleko jeszcze? -uśmiechnął się patrząc w moją stronę.
-Jakieś 5 minut drogi -włożyłam dłonie do kieszeni, uparcie starałam się uniknąć kontaktu wzrokowego z chłopakiem.
-Wiesz, że to dziwne?- przełożył plecak z dwóch, na jedno ramię.
-Co?- mimowolnie spojrzałam w jego oczy.
-Że ktoś taki jak ty, zaprowadza do domu kogoś takiego jak ja -na jego twarzy pojawił się blady uśmiech.
-Sama się sobie dziwie - uśmiechnęłam się delikatnie - ktoś taki jak ja, czyli?
-No wiesz..-wskazał ręką w moją stronę - Ktoś grzeczny, uporządkowany. Po prostu inny - schował dłonie w kieszeniach spodni.
-A więc jesteś niegrzeczny? -zatrzymałam się przed moim domem.
-To tutaj? -starał się uniknąć odpowiedzi.
-Zadałam Ci pytanie -spojrzałam stanowczo w jego oczy.
-Porozmawiamy w domu. -uśmiechnął się- Noo chodź. -jego wielka dłoń chwyciła za moją.
-Nie możemy porozmawiać tutaj? -zapytałam przenosząc wzrok na pobliską ławkę.
-Spójrz jak ja wyglądam. -jego długie palce dotknęły rozciętej skroni - Jane, muszę coś z tym zrobić..
Rzeczywiście niewielka rana wymagała opatrzenia. Rozsądek podpowiadał mi, coś zupełnie innego, niż to co tak naprawdę chciałam zrobić. Zerknęłam na zegarek, wskazywał 15.30. Dzisiaj piątek, a wiec dom jest pusty. Naprawdę zamierzałam zaprosić do niego chłopaka, którego praktycznie nie znam? To przecież głupie... Moja ciekawość przeważyła nad rozsądkiem. Z długotrwałych zamyśleń wyrwał mnie jego głos.
-Halo? -uśmiechnął się szeroko- Wcale nie gustuje w sterczeniu na deszczu, jest zimno Jane- uniósł swoje dłonie, aby poprawić kaptur. .
Wyglądał zabawnie. Był cały przemoczony. Jego siwa bluza, zdawała się nie być odpowiednia na taką pogodę, była kompletnie mokra. Zupełnie jak moje włosy, które potrzebowały natychmiastowej ingerencji suszarki.
-Możemy iść do mnie. -rzuciłam obojętnie.
Szybkim krokiem ruszyłam w stronę mojego domu. Lekki rumieniec oblał moją twarz. Nie przywykłam do sprowadzania tak przystojnych chłopaków do domu. Nie przywykłam do sprowadzania jakichkolwiek chłopaków do domu.
-Pewnie, że możemy -Andrew momentalnie znalazł się obok mnie - daleko jeszcze? -uśmiechnął się patrząc w moją stronę.
-Jakieś 5 minut drogi -włożyłam dłonie do kieszeni, uparcie starałam się uniknąć kontaktu wzrokowego z chłopakiem.
-Wiesz, że to dziwne?- przełożył plecak z dwóch, na jedno ramię.
-Co?- mimowolnie spojrzałam w jego oczy.
-Że ktoś taki jak ty, zaprowadza do domu kogoś takiego jak ja -na jego twarzy pojawił się blady uśmiech.
-Sama się sobie dziwie - uśmiechnęłam się delikatnie - ktoś taki jak ja, czyli?
-No wiesz..-wskazał ręką w moją stronę - Ktoś grzeczny, uporządkowany. Po prostu inny - schował dłonie w kieszeniach spodni.
-A więc jesteś niegrzeczny? -zatrzymałam się przed moim domem.
-To tutaj? -starał się uniknąć odpowiedzi.
-Zadałam Ci pytanie -spojrzałam stanowczo w jego oczy.
-Porozmawiamy w domu. -uśmiechnął się- Noo chodź. -jego wielka dłoń chwyciła za moją.
Subskrybuj:
Posty (Atom)