piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 8

Andrew nerwowo przyciskał telefon do ucha. Stał przy oknie odwrócony do mnie tyłem. Wchodząc do kuchni zerknęłam na swoje odbicie w lustrze. Dżinsy i zwykły, czarny t-shirt który na siebie włożyłam zdawał się nie być zniewalającym doborem ciuchów. Westchnęłam cicho siadając na blacie. Moje spojrzenie zatrzymało się na imponującej sylwetce chłopaka. Promienie słoneczne zabawnie przenikały przez jego ciało. Wciąż wilgotne włosy mieniły się pod wpływem jasnego światła.
-Tak, rozumiem. Nie musisz ciągle mi tego powtarzać. -mówił z narastającą irytacją w głosie.
Podszedł do ściany i przywarł do niej ramieniem tak, że nie wiedziałam juz wyrazu jego twarzy.
-Nie mam teraz czasu. Mam pewną sprawę do załatwienia. Pa. -powiedział nerwowo i rozłączył połączenie.
Zorientował się, że jestem blisko dopiero w momencie zakończenia rozmowy. Zmieszany spojrzał w moim kierunku.
-Przepraszam, że musiałaś tego słuchać. -mówił unikając kontaktu wzrokowego.
-Nic się nie stało, dopiero przyszłam. -uśmiechnęłam się blado.
-Świetnie wyglądasz. -podszedł i stanął naprzeciw mnie.
-Nie żartuj. -zaczęłam nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu.- Idziemy na górę? -spytałam, szukając ratunku.
-Okej, prowadź Jane- z uśmiechem wpatrywał się w moją twarz.
Nic nie mówiąc ruszyłam w stronę schodów. Z każdym krokiem moje serce waliło z większą prędkością. Czułam jego palące spojrzenie na swoich plecach. Słyszałam jego oddech, każdy najcichszy dźwięk jaki wydawał poruszając się. Moje włosy złośliwie opadły na twarz kiedy usiadłam na łóżku w swoim pokoju. Spojrzałam na chłopaka. Stał oparty o framugę drzwi, przyglądając się wnętrzu pomieszczenia. Emanując pewnością siebie, podszedł do ściany oblepionej zdjęciami. Zauważyłam rozbawienie w jego oczach, gdy oderwał jedno z nich.
-Co ty robisz? -spytałam wstając.
-Jaka mała ślicznotka! -śmiejąc się wskazywał na zdjęcie.
-Pokaaż! Co to jest? -nieudolnie usiłowałam odebrać mu swoją własność. Zorientowałam się, że zdjęcie przedstawia małą mnie, w dodatku pół nagą z burzą loków na głowie i brakiem zębów.
-Byłaś taka rozkoszna -zawadiacki uśmieszek zagościł na jego twarzy, kiedy starałam się dosięgnąć fotografii.
-Andrew, przestań -mimowolnie zaczęłam się śmiać. -oddaj, proszę -spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach.
-Weź sobie, proszę. -nagle jego ręka objęła mnie w pasie, a noga wykonała ruch, przez który znalazłam się na podłodze.
Moje włosy opadły na dywan tworząc wielki włochaty krąg wokół mojej głowy. Dłonie Andrew uniemożliwiły mi jakikolwiek ruch. Skutecznie napierały na moje ręce, przez co leżałam pod nim całkowicie bezbronnie. Zdjęcie wylądowało obok nas. Byłam zaskoczona zwrotem akcji.  Odległość pomiędzy moją, a twarzą Andrew była znikoma. Spojrzał mi głęboko w oczy. Pojedyncze kosmyki jego włosów delikatnie dotykały mojego czoła. Oddychał ciężko, ciepło wydychane z jego ust przyjemnie drażniło moje powieki. Czułam, jak moje tętno gwałtownie podskoczyło, pod wpływem pośpiesznych oddechów klatka piersiowa podnosiła się i opadała w zawrotnym tempie. Poczułam jak Andrew uwalnia mnie ze swojego uścisku. Tkwiłam w bezruchu, gdy delikatny uśmiech ogarnął jego twarz. Spojrzałam na jego twarz, ta jednak nie wyrażała żadnych uczuć. Dostrzegłam jedynie skupienie, lustrował mnie wzrokiem pełnym spokoju. Wpatrywałam się w głęboką zieleń jego oczu, kiedy męska dłoń delikatnie ogarnęła włosy z mojego policzka. Spojrzał w moje oczy, zachowując ten sam wyraz twarzy. Wypuścił powietrze z ust i nachylił się, dotykając nosem mojego ucha. Zadrżałam minimalnie pod wpływem jego dotyku. Duża dłoń Andrew dotknęła mojego policzka. Przymknęłam oczy,a kolejny dreszcz rozkoszy oblał moje ciało, kiedy ciepło jego ust złączyło się z moim. Duże, pełne wargi delikatnie przylgnęły do moich. Momentalnie cała stałam się owładnięta jego bliskością. Smak jego ust rozpłynął się po moim bezwładnym już ciele. Delikatny uśmiech chłopaka oderwał nasze wargi. Spojrzał mi głęboko w oczy, i obdarzył krótko trwałym pocałunkiem w policzek. Podniósł się i przykucnął tuż przy mnie.
-Zakochałem się, Jane- powiedział wyciągając dłoń w moim kierunku.

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 7

Westchnęłam cicho i ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Moje dłonie nerwowo zaczęły przeszukiwać torbę. W końcu opuszkami palców wyczułam klucze. Po chwili byliśmy już w środku.
-Możesz wejść w butach -powiedziałam gdy byliśmy jeszcze w korytarzu.
-Odbieram to jako grzeczne stwierdzenie 'zdejmuj te brudne buty, dopiero sprzątałam' -zaśmiał się i szybko pozbył butów.
-Skądże? -uśmiechnęłam się zdejmując trampki -Chodźmy do kuchni. -nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy poczym opuściliśmy korytarz.
-Przytulny ma Pani domek -Andrew z uśmiechem na twarzy przyglądał się zdjęciom na kominku.
Uśmiechnęłam się w jego kierunku i omijając wielki kuchenny stół, oddzielający salon od kuchni podeszłam do lodówki.
-Jesteś głodny? -spytałam opierając się o blat.
-Niee. - stanął naprzeciw mnie- Wolałbym tym się zająć. -dotknął spuchniętej skroni.
-No tak, zapomniałam. Poczekaj chwilkę. -wyminęłam go i poszłam do toalety.
Z górnej szafki sięgnęłam apteczke. Gdy wróciłam Andrew siedział na krześle przy stole. Jego wielkie zielone oczy wpatrywały się we mnie. Zignorowałam go i podałam mu opakowanie z bandażami.
-Dzięki -uśmiechnął się patrząc w moje oczy.
-Jasne -usiadłam na krześle obok i przyglądałam się jego ruchom. Chłopak nieudolnie przemywał rany wodą utlenioną. Jego twarz krzywiła się przy każdym dotknięciu wrażliwych miejsc. Najwidoczniej sprawiało mu to wiele bólu.
-Źle to robisz. -przysunęłam krzesło bliżej niego- Mogę? -spytałam, chwytając gazę nasączoną wodą.
-Skoro chcesz. -uśmiechnął się lekko i odłożył buteleczkę.
Odwzajemniłam uśmiech i dokładnie przyjrzałam się twarzy Andrew. Delikatnie dotknęłam miejsca pokrytego krwią. Chłopak nawet nie drgnął. Przyglądałam się jak zaschnięta krew z jego brwi zmywa się pod wpływem moich ruchów. Z każdym posunięciem stawał się coraz bardziej przystojny. Zakrwawione prędzej odcinki jego twarzy, teraz stały się tylko lekko zaczerwienione. Spojrzałam na jego oczy. Były przymknięte, rzęsy delikatnie zadrżały kiedy chłodny powiew powietrza uwolniony przez moje usta spotkał się z jego skronią. Poczułam jak jego palce dotykają mojego kolana. Na twarzy chłopaka pojawił się zawadiacki uśmieszek, kiedy zawstydzona odsunęłam nogę. Jego powieki wciąż były spokojnie zamknięte. Andrew wydobył z siebie głuchy pomruk niezadowolenia, kiedy oderwałam palce z brudnym opatrunkiem od jego twarzy. Oczy chłopaka otworzyły się, a dłoń znów powędrowała na moje kolano. Starałam się zignorować ten ruch, chwyciłam odpowiedni plaster i przykleiłam go na skroni Andrew. Uśmiechnęłam się i z lekkim zaczerwienieniem na policzkach spojrzałam w jego oczy. Miałam wrażenie jakby jego dłoń na moim kolanie ważyła pare ton. Jego długie palce delikatnie masowały moją skórę. Tego było już za wiele. Wstałam zrzucając jego dłoń.
-Teraz wyglądasz o niebo lepiej. -uśmiechnęłam się i zabrałam opatrunki we krwi, wyrzuciłam je pośpiesznie.
-Dziękuję, Jane -posłał mi jeden ze swoich zniewalających uśmiechów- to było bardzo przyjemne- wstał z krzesła, aby umyć ręce w zlewie.
-Poczekasz tu chwilkę? -spojrzałam na niego- Muszę się przebrać, jestem cała mokra.
-Tak, pewnie. -uśmiechnął się i usiadł na krześle- nie spiesz się -spojrzał na mnie, poczym wyciągnął telefon- musze zadzwonić do mamy, pewnie się martwi- uśmiechnął się szeroko i przyłożył go do ucha.
Lekko zdziwiona opuściłam kuchnie. Pokonując kolejne stopnie na schodach prowadzących do mojego pokoju wsłuchiwałam się w jego głos.  Był bardzo donośny, wiec
słyszałam go nawet na górze. Spojrzałam na szafę. Co ja mam ubrać? Kolejny problem dzisiejszego dnia.

Rozdział 6

-Idziemy do mnie czy do Ciebie?- wielkie oczy Andrew wpatrywały się w moją twarz, kiedy wysiedliśmy z autobusu.
-Nie możemy porozmawiać tutaj? -zapytałam przenosząc wzrok na pobliską ławkę.
-Spójrz jak ja wyglądam. -jego długie palce dotknęły rozciętej skroni - Jane, muszę coś z tym zrobić..
Rzeczywiście niewielka rana wymagała opatrzenia. Rozsądek podpowiadał mi, coś zupełnie innego,  niż to co tak naprawdę chciałam zrobić. Zerknęłam na zegarek, wskazywał 15.30. Dzisiaj piątek, a wiec dom jest pusty. Naprawdę zamierzałam zaprosić do niego chłopaka, którego praktycznie nie znam? To przecież głupie... Moja ciekawość przeważyła nad rozsądkiem. Z długotrwałych zamyśleń wyrwał mnie jego głos.
-Halo? -uśmiechnął się szeroko- Wcale nie gustuje w sterczeniu na deszczu, jest zimno Jane- uniósł swoje dłonie, aby poprawić kaptur. .
Wyglądał zabawnie. Był cały przemoczony. Jego siwa bluza, zdawała się nie być odpowiednia na taką pogodę, była kompletnie mokra. Zupełnie jak moje włosy, które potrzebowały natychmiastowej ingerencji suszarki.
-Możemy iść do mnie. -rzuciłam obojętnie.
 Szybkim krokiem ruszyłam w stronę mojego domu. Lekki rumieniec oblał moją twarz. Nie przywykłam do sprowadzania tak przystojnych chłopaków do domu. Nie przywykłam do sprowadzania jakichkolwiek chłopaków do domu.
-Pewnie, że możemy -Andrew momentalnie znalazł się obok mnie - daleko jeszcze? -uśmiechnął się patrząc w moją stronę.
-Jakieś 5 minut drogi -włożyłam dłonie do kieszeni, uparcie starałam się uniknąć kontaktu wzrokowego z chłopakiem.
-Wiesz, że to dziwne?- przełożył plecak z dwóch, na jedno ramię.
-Co?- mimowolnie spojrzałam w jego oczy.
-Że ktoś taki jak ty, zaprowadza do domu kogoś takiego jak ja -na jego twarzy pojawił się blady uśmiech.
-Sama się sobie dziwie - uśmiechnęłam się delikatnie - ktoś taki jak ja, czyli?
-No wiesz..-wskazał ręką w moją stronę - Ktoś grzeczny, uporządkowany. Po prostu inny - schował dłonie w kieszeniach spodni.
-A więc jesteś niegrzeczny? -zatrzymałam się przed moim domem.
-To tutaj? -starał się uniknąć odpowiedzi.
-Zadałam Ci pytanie -spojrzałam stanowczo w jego oczy.
-Porozmawiamy w domu. -uśmiechnął się- Noo chodź. -jego wielka dłoń chwyciła za moją.

piątek, 31 października 2014

Rozdział 5

Z niecierpliwością odliczałam ostatnie minuty lekcji.  Wskazówki zegara poruszały się bardzo wolno. Słychać było delikatny szum poruszanych wiatrem liści. Moje spojrzenie przeniosło się na panią Karmen, która w dużym skupieniu dyktowała notatkę. Westchnęłam cicho, po czym zaczęłam leniwie pisać kolejne wyrazy. Niebawem rozbrzmiał wyczekiwany dzwonek. Bez zastanowienia podniosłam się z krzesła, wszystkie książki niedbale wrzuciłam do torby. W pośpiechu opuściłam sale lekcyjną. Weszłam do szatni, chwyciłam kurtkę i z uśmiechem pomaszerowałam przed gmach szkoły.
Moje spojrzenie przykuło zbiegowisko uczniów nieopodal szkolnego boiska. Z zaciekawieniem podeszłam do wiwatującej grupki. Zorientowałam się, że rozentuzjamowany tłum przygląda się bójce dwóch licealistów. Zdumienie ogarnęło moje ciało, kiedy zauważyłam, że powodem zamieszania jest Andrew i Bill, jego przyjaciel. Oboje emanowali ogromną agresją i nienawiścią. Stałam bezczynnie obserwując jak furiaci okładają się kolejno po twarzach. Krew była wszędzie, głównie na dłoniach chłopaków, koszulka Billa była rozdarta przy rękawie. Siła z jaką padały kolejne ciosy była niesamowicie wielka, widać to było po ich zachowaniu. Moja płochliwa natura dała o sobie znać, kiedy Andrew przeniósł swoje spojrzenie na moją zszokowaną twarz. Natychmiast wycofałam się i szybkim krokiem ruszyłam w stronę bramy. Moje ręce trzęsły się z przerażenia. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Poczułam pojedyncze krople deszczu na mojej twarzy. Szybki marsz zmienił się w lekki trucht. Pragnęłam znaleźć się już w domu. Zapomnieć o wszystkim i przede wszystkim nie myśleć o Andrew. Nagle usłyszałam jego głos.
-Jane, poczekaj! -krzyczał głośno, biegnąc w moim kierunku.
Zignorowałam go i przyspieszyłam kroku. Deszcz padał coraz mocniej, moje włosy były już kompletnie mokre.
-Czekałem na Ciebie, Jane..-w jego głosie można było wyczuć odrobinę skruchy-Proszę Cię, chodźmy do kawiarni i porozmawiajmy. Mam Ci dużo do opowiedzenia, Jane..-westchnął cicho.
-Czego Ty ode mnie chcesz?- zatrzymałam się gwałtownie i obróciłam w jego stronę- Nie mam zamiaru zadawać się z kimś takim jak Ty. Rozumiesz?! - nie panowałam nad tonem mojego głosu. Mimowolnie zaczęłam krzyczeć.
-Uspokój się, Jane. -przyciągnął mnie do siebie i otulił wielkimi ramionami- Cała drżysz. Poczułam jak jego długie palce delikatnie dotykają moich pleców. Staliśmy wtuleni w siebie, nie zwracając uwagi na deszcz i chłód powietrza.
-Nie rozumiem o czym chcesz rozmawiać. Bill to Twój przyjaciel... -spojrzałam niepewnie w jego oczy.
-Możemy przenieść się w miejsce mniej 'mokre'? -na jego twarzy zagościł blady uśmiech- Chciałbym z Tobą porozmawiać. -nasze palce złączyły się w mocnym uścisku.
-Mozemy porozmawiać, ale wątpię czy to coś zmieni.. Zaraz będzie nasz autobus. -spojrzałam na przystanek. Pare osób szukało tam bezpiecznego schronienia przed deszczem. Mi wystarczyło coś innego. Miejsce gdzieś pomiędzy lewym, a prawym ramieniem Andrew.

środa, 22 października 2014

Rozdział 4

Jego palce nieudolnie starały się odgarnąć pojedyncze kosmyki włosów z mojej twarzy, kiedy wysiedliśmy z autobusu.
-Zostaw -powiedziałam szybko odpychając jego rękę.
-Spokojnie śliczna -jego twarz rozpromieniła się pod wpływem zawadiackiego uśmieszku.
Znów to samo. Znów patrząc w jego duże, głębokie oczy byłam przepełniona czymś w rodzaju euforii. Z jednej strony bardzo mnie irytował, ale było w nim coś intrygującego, coś co bardzo mnie do niego przyciągało.
-Nie mów tak do mnie, po prostu daj mi spokój, okej?-nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy.
-Och Jane... -poczułam jak jego duże palce chwytają moje dłonie. -Nie odpuszczę dopóki nie dasz mi swojego numeru.
Miałam w głowie mnóstwo myśli. Totalny mętlik. Sam fakt, że Andrew chodzi do mojej szkoły sprawiał, że byłam zdenerwowana.
-Och, Andrew... -Stanęłam na palcach, a moje dłonie oparły się o jego ramiona. Moje usta delikatnie dotknęły jego policzka, po czym zbliżyły się do ucha -Skarbie, daruj sobie. Możesz już odpuścić. -szepnęłam cicho.
Mina chłopaka stojącego naprzeciw mnie była bardzo satysfakcjonująca. Ruszyłam szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie. Byłam przepełniona dumą, właśnie dałam kosza przemądrzałemu dupkowi. Kretynowi, który może mieć każdą.
 Dobra energia opuściła moje ciało, kiedy usłyszałam głos Andrew tuż za mną.
-Myślisz, że Twoim koleżankom z klasy spodobałaby się informacja o twoich zboczonych planach? -przyspieszył kroku, aby znaleźć się u mojego boku.
-Jesteś podłym, wrednym i dwulicowym gnojkiem! -moje nerwy były na granicy wytrzymałości. -dam Ci ten numer i po sprawie, tak?
-Nie całkiem Jane - uśmiechnął się z wyraźnym błyskiem w oczach.
-Jeszcze coś ? -zatrzymałam się gwałtownie przy bramie prowadzącej do szkolnego boiska.
-To proste. Wejdziemy do szkoły razem, za rękę.  Staniemy w centrum korytarza, po czym obdarzysz mnie gorącym pocałunkiem. Nic więcej -szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy.
-Chyba śnisz. Nie zrobię tego!-miałam ogromną ochotę mu przywalić.
-Jesteś pewna? -jego spojrzenie przeniosło się na ulotkę,  którą trzymał w dłoni.
-Błagam, nie -spojrzałam błagalnie w jego oczy.
-Idziemy? -wyciągnął dłoń w moim kierunku.
-Nienawidzę cie -posłałam mu najbardziej złowrogie spojrzenie, jakie tylko umiałam zaprezentować.
Jego prawa dłoń objęła mnie ramieniem, lewa zaś wcisnęła ulotkę do kieszeni spodni. Szliśmy powoli. Czułam zazdrosne spojrzenia dziewczyn ze starszych klas. Zabijały mnie wzrokiem. Przeciskaliśmy się w objęciu przez tłum uczniów naszego liceum. Andrew zatrzymał się w samym środku głównego korytarza. Wiedziałam co zaraz się wydarzy. Byłam przerażona, a obecność mnóstwa nastolatków wokół sprawiała, że moje nerwy były nie do opanowania.
Opuszki palców chłopaka delikatnie dotknęły mojego policzka. Lewa dłoń Andrew zatopiła się w moich lokach. Jego twarz powoli zbliżyła się do mojej, uśmiechnął się niepewnie. Jego usta delikatnie musnęły skórę mojej szyi. Mój oddech przyspieszył, a serce zaczęło walić z ogromną szybkością. Nagle chłopak odsunął się ode mnie na małą odległość.
-Nie będę Cię całował. Żartowałem głupolu, nie mógłbym Cię zmusić. -szepnął cicho.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Spojrzałam tylko głęboko w jego oczy. Zmieniły kolor. Były zielone, były piękne.
-Schowaj to dobrze, Jane -uśmiechnął się i wcisnął ulotkę  do mojej torby. -Będę czekał o 3 przed szkołą, mam nadzieję że przyjdziesz. -na jego twarzy znów zawitał uśmiech, przytulił mnie i odszedł.
Stałam nieruchomo, wciąż onieśmielona palącymi spojrzeniami zazdrosnych dziewczyn. W mojej głowie było wiele myśli. I jedna bardzo dziwna. Żałowałam jednego.
Marzyłam o pocałunku Andrew.

niedziela, 19 października 2014

Rozdział 3


Łagodny powiew wiatru zabawnie poruszał moimi włosami, kiedy znalazłam się na przystanku. Ku mojemu zaskoczeniu był pusty. Po chwili zajęłam miejsce na ławce. Moje nie zgrabne palce zajęły się wiązaniem sznurówek. Kątem oka zauważyłam postać, która właśnie mi się przyglądała. Z perspektywy, w której obecnie się znajdowałam nie wiele mogłam zobaczyć. Po dłuższej chwili ciążące już spojrzenie tajemniczej osoby zaczęło mnie denerwować. Z krępującej sytuacji wybawił mnie nadjeżdżający autobus. Bez zastanowienia wsiadłam, zajmując miejsce w centralnej części pojazdu. Moje spojrzenie przykuł chłopak, którego wczoraj widziałam w dosłownie tych samych okolicznościach.
Duże wrażenie na mnie wywołała jego potężna sylwetka. Zdecydowanie nie należał do osób niskich czy słabo zbudowanych. Ubrany był niczym model z kolorowych pisemek dla nastolatek. Czerwona koszula w kratę idealnie współgrała z jego beżowymi spodniami. Jego duże, zielone oczy spotkały się z moimi. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Nieco speszona odpowiedziałam tym samym. Moje serce zaczęło szalenie szybko bić, kiedy ruszył w moją stronę i z ogromną pewnością siebie zajął miejsce obok. Moje dłonie z nerwów zaczęły się pocić, a suchość w gardle stała się bardzo odczuwalna. Modliłam się w myślach, aby tego nie zauważył. Spojrzałam na nasze buty. Moje zniszczone converse słabo wypadały przy jego czystych, zapewne nowych nike'ach. Spojrzałam na chłopaka. Znów to zrobił. Doprowadził mnie do zachwytu, swoim idealnym uśmiechem.  Biel jego zębów była zniewalająca.
-Jestem Andrew - powiedział wciąż bardzo pewny siebie.
-Jane- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Droga Jane, chciałbym coś Ci przekazać. -jego spojrzenie spoczęło na kolorowej ulotce, którą trzymał w dłoni.
-Och... nie. -moje nerwy podskoczyły do granic możliwości. Miałam wrażenie, jakby żołądek znalazł się w moim przełyku. Rażący napis na papierze 'Mój cudowny pierwszy raz.' sprawił, że moją twarz oblał prawdziwy rumieniec.
-Spokojnie..Lubie takie ciche myszki -na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmieszek.
-To nie moje, nawet tego nie czytałam. -zaczęłam nerwowo tłumaczyć się z posiadania owej ulotki. W tym momencie szczerze nienawidziłam mamy. Moje oczy zaczęły szukać jakiegoś ratunku. Wyjrzałam za okno. Autobus był coraz bliżej mojej szkoły. Pierwszy raz w życiu chciałam znaleźć się tam jak najszybciej.
-Jasne, zapewnie ktoś Ci to porzucił - znów wyszczerzył swoje idealne zęby.
- Nie mam zamiaru z Tobą na ten temat rozmawiać.- jego pewność siebie zaczęła mnie irytować. Coraz bardziej w miejsce skrępowania wkradało się zdenerwowanie.
-Jest wiele tematów, do rozmowy -wciąż uparcie się ze mną droczył.
-Owszem, wątpię jednak że chciałabym poruszać je w rozmowie z Tobą- poczułam się pewniej, a skrępowanie zmieniło się w lekkie podenerwowanie.
Chłopak nerwowo przeczesał palcami swoje włosy, które niezdarnie opadały mu na czoło.
-Jesteś zadziorna -powiedział po chwili. Uśmiech wciąż nie znikał z jego twarzy.
-A ty irytujący -odpowiedziałam bez zastanowienia.
-Myślę, że jeszcze się spotkamy Jane. -Uśmiechnięty wstał z miejsca.
-Jak to? Wysiadasz tu? -starałam się aby mój głos zabrzmiał odpowiednio. Moje myśli krążyły wokół jednego. Czy Andrew -irytujący, ogromny i zabójczo przystojny chłopak chodzi do tej samej szkoły co ja. Błagam, aby w odpowiedzi usłyszeć 'nie'.
- Tak, chodzę tu do szkoły- jego rozbawione oczy spojrzały głęboko w moje.

środa, 15 października 2014

Rozdział 2

Po przebudzeniu długo leżałam na łóżku rozmyślając o poprzednim dniu. Konkretniej o chłopaku z autobusu. Chciałabym wiedzieć co sprawiło, że ciągle o nim myślę. Ciekawa jestem czy dzisiaj też go spotkam.Moja prawa dłoń starała się odnaleźć telefon ukryty gdzieś pod poduszką. Po chwili moje spojrzenie przeniosło się na wyświetlacz, który wskazywał 6:20. Byłam zdziwiona, że z własnej inicjatywy wstałam o tak wczesnej porze. Rozejrzałam się po pokoju. Promienie słońca rozświetlały każdy jego zakamarek. Z lekkim uśmiechem na twarzy podeszłam do dużego okna nieopodal łóżka. Niebo było wyjątkowo jasne. Słychać było delikatny szum poruszanych wiatrem liści. Przepełniona pozytywną energią ruszyłam w stronę kuchni. O dziwo spotkałam tam mamę. Siedziała spokojnie przy stoliku, popijając poranną kawę.
-Dzień dobry Jane! -powiedziała z uśmiechem.
-Hej, mamo. Masz dziś wolne? -spytałam podchodząc do lodówki.
-Jane, chciałabym z Tobą porozmawiać -powiedziała bez zastanowienia.
Zdziwiło mnie, gdy w jej głosie wyczułam podenerwowanie. Bez dłuższego namysłu usiadłam naprzeciw niej. Zdenerwowanie mojej mamy stawało się coraz bardziej widoczne. Uśmiechnęłam się delikatnie dla rozładowania coraz bardziej odczuwalnego napięcia.
-O co chodzi, mamo?
-Kochanie, masz już 16 lat. Powoli stajesz się kobietą. -poprawiła nerwowo kosmyki swoich blond loków.
-Jejku, mamo.. Co znów wymyśliłaś? -spytałam poirytowana
-Jane, chłopcy w Twoim wieku są bardzo niedojrzali...-posłała mi krótkie, ale znaczące spojrzenie. Ufam Ci i wiem ze jesteś bardzo rozsądna. Co jednak nie zmienia faktu, że jesteś młoda i chcesz wszystkiego w życiu spróbować.
-Mamo, proszę Cię. Nie rozmawiajmy na ten temat. Wszystko juz przerabiałyśmy -odpowiedziałam zrezygnowana.
-Tak wiem, ale proszę przeczytaj to w wolnej chwili- z uśmiechem podaje mi kolorową ulotkę.
-Nie. Nie będę czytać jakichś porąbanych ulotek. Proszę Cię daj mi spokój. -wychodzę z kuchni.
Przyspieszam kroku, aby jak najszybciej znaleźć się poza zasięgiem jej wzroku. Pośpiesznie zamykam drzwi prowadzące do mojego pokoju. Otworzyłam dużą szafę w centralnej części pomieszczenia. Zegar właśnie wskazywał 6.40. Temperatura na zewnątrz wydała się być odpowiednia do założenia krótkich, dżinsowych shortów.
Doszła do mnie myśl, że zaraz za drzwiami czeka na mnie mocno poirytowana mama. Stanęłam naprzeciw lustra sięgającego do samej podłogi. Nowa różowa bluzka świetnie pasowała do założonych spodni. Włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone. Loki swobodnie opadały na moje łopatki. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do kuchni. Mama nie zmieniła miejsca, w którym siedziała.  Podeszłam do blatu i chwyciłam leżące na nim klucze od domu.
-Wychodzę już. -powiedziałam oschle
-Jane, nie złość się.  To dla Twojego dobra. -uśmiechnęła się podchodząc do mnie.
-Mamo, spieszę się. -odwróciłam się, aby podejść do drzwi. Zatrzymał mnie jednak uścisk jej dłoni na moim ramieniu.
-Tylko przeczytaj -ulotka ląduje w tylnej kieszeni moich spodni.
-Nic nie obiecuję, paa- wychodzę, nie czekając na odpowiedź.