Moje spojrzenie przykuło zbiegowisko uczniów nieopodal szkolnego boiska. Z zaciekawieniem podeszłam do wiwatującej grupki. Zorientowałam się, że rozentuzjamowany tłum przygląda się bójce dwóch licealistów. Zdumienie ogarnęło moje ciało, kiedy zauważyłam, że powodem zamieszania jest Andrew i Bill, jego przyjaciel. Oboje emanowali ogromną agresją i nienawiścią. Stałam bezczynnie obserwując jak furiaci okładają się kolejno po twarzach. Krew była wszędzie, głównie na dłoniach chłopaków, koszulka Billa była rozdarta przy rękawie. Siła z jaką padały kolejne ciosy była niesamowicie wielka, widać to było po ich zachowaniu. Moja płochliwa natura dała o sobie znać, kiedy Andrew przeniósł swoje spojrzenie na moją zszokowaną twarz. Natychmiast wycofałam się i szybkim krokiem ruszyłam w stronę bramy. Moje ręce trzęsły się z przerażenia. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Poczułam pojedyncze krople deszczu na mojej twarzy. Szybki marsz zmienił się w lekki trucht. Pragnęłam znaleźć się już w domu. Zapomnieć o wszystkim i przede wszystkim nie myśleć o Andrew. Nagle usłyszałam jego głos.
-Jane, poczekaj! -krzyczał głośno, biegnąc w moim kierunku.
Zignorowałam go i przyspieszyłam kroku. Deszcz padał coraz mocniej, moje włosy były już kompletnie mokre.
-Czekałem na Ciebie, Jane..-w jego głosie można było wyczuć odrobinę skruchy-Proszę Cię, chodźmy do kawiarni i porozmawiajmy. Mam Ci dużo do opowiedzenia, Jane..-westchnął cicho.
-Czego Ty ode mnie chcesz?- zatrzymałam się gwałtownie i obróciłam w jego stronę- Nie mam zamiaru zadawać się z kimś takim jak Ty. Rozumiesz?! - nie panowałam nad tonem mojego głosu. Mimowolnie zaczęłam krzyczeć.
-Uspokój się, Jane. -przyciągnął mnie do siebie i otulił wielkimi ramionami- Cała drżysz. Poczułam jak jego długie palce delikatnie dotykają moich pleców. Staliśmy wtuleni w siebie, nie zwracając uwagi na deszcz i chłód powietrza.
-Nie rozumiem o czym chcesz rozmawiać. Bill to Twój przyjaciel... -spojrzałam niepewnie w jego oczy.
-Możemy przenieść się w miejsce mniej 'mokre'? -na jego twarzy zagościł blady uśmiech- Chciałbym z Tobą porozmawiać. -nasze palce złączyły się w mocnym uścisku.
-Mozemy porozmawiać, ale wątpię czy to coś zmieni.. Zaraz będzie nasz autobus. -spojrzałam na przystanek. Pare osób szukało tam bezpiecznego schronienia przed deszczem. Mi wystarczyło coś innego. Miejsce gdzieś pomiędzy lewym, a prawym ramieniem Andrew.